Jezioro w górach

[Ksena]

-Aha... Idę coś zjeść.
Podniosła się i zaczęła powoli iść w stronę gór, gdzie można było spotkać jakąś zwierzynę.

[Vercan]

Woow, idzie coś zjeść. Ciągle ją obserwował.

[Ksena]

Zaczęła wchodzić na szczyt, gdzie zawsze biegały jakieś kozy itp. Wdrapała się na górę i upadła na ziemię żeby odpocząć. Po chwili wstała i zaczęła się rozglądać za pożywieniem.

[Vercan]

Obserwował każdy jej ruch. Przy takim stanie, nawet zwykła koza, mogła ją zwalić z nóg..

[Ksena]

Zauważyła małe stado kóz. Chciała biec, lecz nie mogła. Jedynie mogła truchtem, bo ból brzucha tylko na tyle jej pozwalał. Próbowała przyśpieszyć. Dziwnym trafem z naprzeciwka zaczęły biec kojoty. To raczej nie były ich naturalne tereny. Nie mogła pozwolić,by te drapieżniki zabrały jej zdobycz. Lekko przyśpieszyła. Kozy ją zauważyły. Zaczęły uciekać. Kojoty były o wiele szybsze, oraz miały przewagę liczebną.

[Vercan]

Zauważył kojoty. Podobnie jak lisy, to głupie stworzenia. Zaczął biec. Bardzo szybko biec. Z góry kozy zbiegały jak lawina. Wymijał je bardzo zwinnie. W końcu wdrapał się na szczyt. Tam już była Ksena. Kojoty zaczęły syczeń, warczeć. Vercan wystawił kły. Zaczął warczeć. Najeżył się, był bardzo duży jak na wilka.

[Ksena]

-Kojoty? Czy nie powinny być na pustyni czy gdzieś?
Zapytała sama siebie i zatrzymała się z braku sił. Rozejrzała się dookoła. Była otoczona przez liczną grupę kojotów, reszta była przy Vercanie.

[Vercan]

Jednym ciosem łapy, powalił je. Padły martwe. Były małe, i jak to powiedział głupie. Kilkoma susami znalazł się przy innych kojotach. Wgryzł im się w karki i po rozszarpywał.

[Ksena]

-Nie prosiłam o pomoc... -mruknęłam idąc w stronę basiora, ponieważ tam było najwięcejmmartwych kojotów.

[Vercan]

-Nie będą mi kojoty wchodziły na tereny. - powidział, można powiedzieć, że warknął. Krew się "lała" na lewo i prawo. Zagryzł już z 10 kojotów. Reszta zaczęła uciekać. Nie widział ich już więcej.
- Teraz możesz spokojnie polować na kozy. - powiedział do wadery i zaczą schodzić ze szczytu.

[Ksena]

-Nie ma potrzeby. Mięso drapieżników też jadalne...chyba.
Mruknęła i podeszła do jedengo z kojotów. Zaczęła się mu przyglądać, a po chwili zaczęła jeść.

[Kheella]

Weszła. Ziewnęła.
-Hejo. Co robicie?-spytała.

[Vercan]

-Niby tak.. - powiedział. Był już na dole. Pasły się tam kozy. Zaczął się skradać. Najlepiej będzie polować na karmiące matki. Będzie jedzenie + napój. Zauważył młode, niedaleko kozicy. Skoczył i swym ciężarem, zabił samicę. Reszta kóz uciekła. Wziął zdobycz na szczyt.

[Ksena]

*A ta znowu przyszła...*
Pomyślała i spojrzała na waderę, a za chwilę na basiora.

[Kheella]

Zobaczyła martwe kojoty i uświadomiła sobie jaka jest głodna. Rzuciła się na najbliższego trupa i zaczęła go jeść.
Zjadła całego kojota. Oblizała się.