Jezioro w górach

[Ksena]

-Aha... Idę coś zjeść.
Podniosła się i zaczęła powoli iść w stronę gór, gdzie można było spotkać jakąś zwierzynę.

[Vercan]

Woow, idzie coś zjeść. Ciągle ją obserwował.

[Ksena]

Zaczęła wchodzić na szczyt, gdzie zawsze biegały jakieś kozy itp. Wdrapała się na górę i upadła na ziemię żeby odpocząć. Po chwili wstała i zaczęła się rozglądać za pożywieniem.

[Vercan]

Obserwował każdy jej ruch. Przy takim stanie, nawet zwykła koza, mogła ją zwalić z nóg..

[Ksena]

Zauważyła małe stado kóz. Chciała biec, lecz nie mogła. Jedynie mogła truchtem, bo ból brzucha tylko na tyle jej pozwalał. Próbowała przyśpieszyć. Dziwnym trafem z naprzeciwka zaczęły biec kojoty. To raczej nie były ich naturalne tereny. Nie mogła pozwolić,by te drapieżniki zabrały jej zdobycz. Lekko przyśpieszyła. Kozy ją zauważyły. Zaczęły uciekać. Kojoty były o wiele szybsze, oraz miały przewagę liczebną.

[Vercan]

Zauważył kojoty. Podobnie jak lisy, to głupie stworzenia. Zaczął biec. Bardzo szybko biec. Z góry kozy zbiegały jak lawina. Wymijał je bardzo zwinnie. W końcu wdrapał się na szczyt. Tam już była Ksena. Kojoty zaczęły syczeń, warczeć. Vercan wystawił kły. Zaczął warczeć. Najeżył się, był bardzo duży jak na wilka.